środa, 26 czerwca 2013

rain

...
Did you take an umbrella?


there are people
who open umbrella
when they feel the slightest drop on their face

I don't trust those people
they are too afraid
of changes

there are people
who walk with the head high
even when it's pouring

I don't trust those people
they are to proud to notice
that they left someone behind

there are people
who don't care about rain
because it always rains in right time for them

I trust those people
because they have world in their hands

środa, 12 czerwca 2013

50:50


Which half will you choose?

Half full half empty
Half mine half the world
Half the time half its lack
half in rush half in sleep

Half of a thought with half of emotion
Half of word in half of moment
Half of rain in half of sunlight
With half of laugh and half of tear

Half of touch half of hug
With half of kiss without half of hesitation
Half oblivion half memory
Half something half none


piątek, 3 sierpnia 2012

avalanche


lawina


rzucić kamieniem
niesie się echo
lawin

rzucić wspomnieniem
niesie się echo
dawnych dni

rzucić człowiekiem
niesie się echo
cierpienia

lawino dawnych dni
nieś mnie łagodnie
ku morzu niespełnienia

lawino żalu
nieś mnie łagodnie
ku morzu dawnych dni


niedziela, 24 czerwca 2012

more and more



drży powietrze w twoich oczach
kiedy wchodzę w ciebie dreszczem
maj się rozpił zapachami
a ty mówisz do mnie - "jeszcze!"

utopijny festyn kwiatów
upał z burzą, słońce z deszczem
słonej rosy garść na skórze
a ty wołasz do mnie - "jeszcze!"

zawirował świat pod nami
wzburzył zmysły, złapał w kleszcze
myląc się - splatają w jedno
a ty szepczesz do mnie - "jeszcze!"

zatopiona w drzew zieleni
ciepłem kropli usta pieszczę
zasłuchana w zew błękitu
wciąż powtarzam - "jeszcze, jeszcze..."

piątek, 25 maja 2012

new life?



Chciałabym powiedzieć, że zaczynam nowe życie.
Naprawdę, tak naprawdę od serca. Że stawiam kropkę, a potem nowy akapit. Że gdzieś jest koniec, a gdzieś początek. Że zdarzyło się coś wielkiego, po czym nagle wszystko obróciło się o 180 stopni.



Chciałabym, a nie mogę. Im bardziej próbuję znaleźć tą znaczącą datę, ten moment - tym bardziej on się wyślizguje w palcach, rozpływa, wydłuża. Jest i koniec szkoły, i studia. I ludzie, którzy przychodzą i odchodzą. Znaczące wydarzenia na skalę kraju, jednego życia, wielu żyć. Niby wszystko takie ważne, a jednak...nie umiem. Nie wskażę palcem, że tego a tego dnia właśnie zaczęłam całkowicie nowe życie. Że zapominam wszystko, co było, że zaczynam z tabulą rasą w głowie, sumieniu i duszy. Każdy, nawet dość sprzyjający moment rozmywa się gdzieś w paru pomniejszych, a potem nachodzą na to inne i zostaje...życie.


Życie bez cezury. Życie na jednej długiej rolce filmu, pełnej klatek, tych udanych mniej i bardziej. Niby klatkę od klatki coś dzieli, ale...to cały czas to jedno i to samo życie. Pełne wydarzeń, każdego dnia. Tak jakby każdego dnia zaczynać od nowa - czyż nie tak? Gdzie każde wydarzenie, każda decyzja, choćby ta najmniejsza, jest w stanie pociągnąć za sobą lawinę - nie da się rozpoznać która i w którym momencie. Nie da się przewidzieć. Może z perspektywy czasu, ale i to niekoniecznie - bardzo trudna hierarchizacja: co jest najważniejsze, co miało większy wpływ...


A może to tak naprawdę bez sensu? Może to zwykłe tchórzostwo? Zrzucać bagaż doświadczeń i wspomnień, ludzi i działań, przekreślać dwoma słowami - nowe życie? A czy tamto było stare, złe i zużyte? Znudziło się? A ja? Czy jestem kimś innym? Dlaczego zaprzeczam sobie i siebie? Przecież tak naprawdę, choć się zmieniam - wciąż pozostaję tym samym człowiekiem...


A człowiek ma tylko jedno życie.

środa, 23 maja 2012

moon lovers




Księżycowi kochankowie
Ciągle lekko niedospani
Z osiadłym snem na rzęsach
Obsypani rajskim kurzem

Księżycowi kochankowie
Z lekką głową w chmurach
Unoszący się nad ziemią
Bardzo znośnym bytem lekkim

Księżycowi kochankowie
Dla nich świat ma populację dwojga
I powierzchnię materaca
A czasem wręcz źrenicy

Księżycowi kochankowie
Odrzucili słowa i języki
Hałas zmieniając w ciszę
Słuch w czucie

Księżycowi kochankowie
Nie dla nich blask dnia
Wygrzewają się w świetle gwiazd
Otuleni aksamitem nocy

Księżycowi kochankowie
Ciągle w tajemniczym półuśmiechu
Strzegą swych sekretów
Odnalezionego klucza do raju

Księżycowi kochankowie
Dajcie czasem znak z waszej planety
Niech złośliwi uwierzą
Że miłość czasem z nieba spada

środa, 16 maja 2012

there and back again


"Tyle się dzisiaj najeździłam...mówię ci, no tym strasznym autobusem..."
"Tyle, to znaczy ile?"
" No spędziłam całą godzinę, bo w tą i z powrotem..."


No proszę...
Zanim kiedykolwiek powiesz, że spędziłeś dużo czasu w komunikacji miejskiej i jaka ona jest straszna i niedobra, zastanów się. Taki mały przykład z życia wzięty, ku przestrodze. A może i nie przestrodze? Każdy kij ma dwa końce...


Środa 7 rano. W pociąg. W metro. W autobus. 8.15 na zajęciach. Razem 1 h 15 minut w 3 środkach komunikacji. Codzienność. I dopiero początek. O 13 koniec, teraz przerzut na Ochotę, odwiedzić rodzinkę, autobus, metro, tramwaj. 13:45 - co daje 45 minut. Już za chwilę trasa na Bródno, do pracy. Zwykle 14:45 do 16, autobus i autobus. 1h 15 minut. Wieczorkiem ostatni kurs do domu. Autobus, pociąg. 20 -21.15, czyli 1h 15 minut. Nie doliczam dojazdu do stacji pociągu. 5 minut samochód, 20 minut rower, 45 minut piechotą lub od 5 do 30 minut stopem (zależy kiedy się ustrzeli).
Razem średnio - 5 godzin w komunikacji miejskiej. Do wyboru, do koloru - autobus, metro, tramwaj, pociąg...Zaznaczam, że to tylko jeden, dość zwyczajny dzień. Bywa mniej, ale bywa więcej. Szczerze, nie narzekam. I co, głupio?


Nie będę tu rozwodzić się nad tym, że ludzie w ogóle za dużo narzekają, szczególnie, że sama do nich należę. Ale akurat w tej kwestii zwyciężyło przyzwyczajenie. Może i dużo czasu straconego (czy na pewno?), ale czy faktycznie spożytkowałabym go tak po bożemu? Nie sądzę...więcej w nas, ludziach, tendencji do marnowania czasu, niż wykorzystywania efektywnie każdej chwili. No, chyba że tego czasu jest bardzo mało - wtedy nagle okazuje się ile rzeczy można zrobić o niebo szybciej...


Wracając do komunikacji i podróży. Nie jestem wyjątkowa, ani specjalnie poszkodowana. Chociaż dojazdy potrafią być czasem uciążliwe (tłok, za gorąco, za zimno, spóźnienia...), to jednak dzięki temu codziennie wracam do ciszy, spokoju, gwiazd na ciemnym niebie, cykania świerszczy, kominka i psów biegających po ogrodzie. Ale są tacy, którzy przecież do Stolicy jadą codziennie z Siedlec, Sochaczewa, Góry Kalwarii...dlatego tak bardzo mi się śmiać chce, gdy "wy, miastowi" opowiadacie, jak to długo trzeba było stać w autobusie i jaki tłok straszny przez te 15 minut...


Jak ci bardzo źle - jeździj rowerem. Znam takich, co dziennie robią i po 30-40 km. Codzienna dawka ćwiczeń, ruchu i koniec z klaustrofobią w tłumie! A jak już koniecznie musisz wsiąść w te ZTM-owskie pojazdy - wykorzystaj to. Rano można trochę przydrzemać (no, jak się usiądzie), wieczorem zresztą też. Ciekawie jest też poobserwować ludzi. Czasem też bezwstydnie posłuchać ich rozmów...niesamowite, jakie ludzie historie opowiadają przez telefon, albo dzielą się (przy wszystkich) swoimi myślami. A może tak wyjrzeć za okno? Miasto zmienia się co chwilę, fajnie tak widzieć te drobne zmiany, jednak na coraz lepsze. Warto to docenić, ktoś jednak stara się, żeby było lepiej. Wychodzi, jak wychodzi, ale coś się dzieje...choćby to były rozkwitające drzewa, albo kra na Wiśle...Można też po prostu odciąć się od wszystkiego i założyć słuchawki, zanurzyć się w muzykę i odprężyć.


Ale najważniejsze - LEKTURA! Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybym nie spędzała tyle czasu w komunikacji. Ze wstydem chyba przyznam, że moje czytelnictwo spadłoby do zera. No, może nie do zera, ale do niezbędnego do życia minimum (20 minut dziennie, codziennie!). A tak tygodniowo czytam 2-3 książki, średnio po 300 stron. Podnieśmy wreszcie ten żenujący poziom przeciętnego Polaka - jedna książka na rok...Czytać można i siedząc i stojąc, w tłoku też ujdzie. A jak wtedy podróż szybko mija, jak się wciągniesz, to nawet wysiadać się nie chce...


A jak już dość literek na dzień? Może tak po prostu popatrzeć się w okno i pomyśleć? Nad dniem, nad tym, co się wydarzyło, nad tym, nad czym nie ma czasu myśleć w domu, w pracy, przy innych? Nigdy nie ma czasu, żeby tak zwyczajnie przemyśleć parę spraw. Dużo może się wtedy wyklarować, poukładać, może coś się przypomni. Albo puścić myśli samopas, zobaczyć, co z tego wyniknie...


Doceń ten czas w komunikacji, może to być tak naprawdę jedyna chwila wytchnienia w ciągu zabieganego dnia. I polub współpasażerów, niech tak podróż każdemu przyniesie coś dobrego...